Kwadrans z Europą

Europa-USA za Bidena.
Odwilż, a potem zgrzyty
Tomasz Bielecki

Początek prezydentury Joe Bidena będzie łatwym odprężeniem w relacjach z Unią, którą jego poprzednik uznawał za przeciwnika USA. Ale wkrótce Europa i Ameryka będą musiały wrócić do ciężkich debat o Chinach, energii, gospodarce cyfrowej.

Donald Trump był pierwszym prezydentem USA, który uważał Unię Europejską za organizację powołaną dla nieprzyjaznego czy wręcz nieuczciwego konkurowania z Ameryką, a zatem nie skrywał, że Waszyngton powinien pracować nad osłabianiem UE. Teraz prezydentura Joe Bidena to zatem powrót „starej dobrej Ameryki”, której NATO-wski parasol przez parę dekad ułatwiał integrację gospodarczą i polityczną Europy. I Ameryki, która wspólnie z Europejczykami była motorem wielu międzynarodowych umów wielostronnych, które tak wielką awersją darzył Trump.

Łatwą i szybką odwilż transatlantycką gwarantuje – już zapowiadany — powrót USA do porozumienia paryskiego o walce z kryzysem klimatycznym, z którego Amerykę wyprowadził Trump, odwołanie decyzji o wyjściu z Światowej Organizacji Zdrowia, a także większa gotowość do – wspólnego z Europą – reformowania Światowej Organizacji Handlu. I to może połączona z dość szybkim odwołaniem zaporowych ceł na unijną stal i aluminium, które wprowadził Trump.

Ponadto Europejczycy, zwłaszcza trzy kraje — Niemcy, Wlk. Brytania i Francja — pilotujące sprawy irańskie, oczekują od Bidena rychłego powrotu do porozumienia JCPOA z 2015r. o programie atomowym Iranu. Teheran nawet w ostatnich tygodniach coraz mocniej narusza ograniczenia nałożone przez tę ugodę, przekonując, że to wycofanie się Trumpa z JCPOA w 2018 r. połączone z przywróceniem sankcji gospodarczych naruszyło logikę umowy i przekreśliło jej uzysk gospodarczy dla Teheranu. Otoczenie Bidena zasadniczo deklaruje gotowość do odświeżenia dealu z Iranem, ale – jak się wydaje – będzie to wymagać wielu dyplomatycznych zabiegów, a może i uzupełnień umowy negocjowanych również przez UE.

Już w lutym wygasa New START, obecnie jedyny układ USA-Rosja o kontroli zbrojeń nuklearnych. I w tej kwestii pomocnicy Bidena sygnalizowali – ku uldze wielu krajów Europy — zainteresowanie przedłużeniem New START w ostatniej chwili (z formalnego punktu widzenia wystarczy wymiana odpowiednich not między Waszyngtonem i Moskwą). Jednocześnie „europejski filar” NATO oczekuje, że Biden ograniczy, o ile prostu nie zniweluje, skutki jeszcze niewdrożonych decyzji Trumpa o wycofaniu dużej części wojsk amerykańskich z Niemiec. To jednak nie oznacza, że z listy oczekiwań USA wobec Europy zniknie przejęcie przez Europejczyków większej odpowiedzialności za swe twarde bezpieczeństwo. Działania Trumpa w tej dziedzinie były nieprzewidywalne i niszczące zaufanie transatlantyckie, ale przecież krytyka wobec europejskich „gapowiczów” w NATO zaczęła się w Waszyngtonie dużo wcześniej.

Wspólna opłata węglowa?

Administracja Trumpa włożyła do zamrażarki temat unijno-amerykańskiego porozumienia TTIP (o wolnym handlu i inwestycjach), ale i za Bidena nie zanosi się, by Waszyngton oraz Bruksela miały szybko wrócić do rozmów o tak całościowej umowie. Jednak Unię i Amerykę, które odpowiadają łącznie za około 1/3 światowego PKB oraz handlu, czekają szybkie rozmowy, by – we własnym interesie i nim inicjatywę przejmie Azja – wypromować wspólne standardy m.in. w dziedzinie sztucznej inteligencji czy inwestycji energetycznych. UE planuje już do 2023 r. wypracować – dla ochrony swej gospodarki — „węglową opłatę graniczną” od produktów importowanych do Unii z krajów niestrzegących kosztownych standardów emisji CO2. Optymalnym rozwiązaniem byłoby rozciągnięcie takiego systemu również m.in. na USA, bo taka wspólna wielka strefa „węglowego wolnego handlu” pomogłaby walce z kryzysem klimatycznym.

Komisja Europejska już miesiąc po wyborze Bidena zaproponowała powołanie unijno-amerykańskiej Rady Handlu i Technologii, w której obie strony ucierałyby wspólne standardy (to często wiąże się z rachunkiem zysków i kosztów) oraz zacieśniały współpracę regulatorów w Unii i Ameryce m.in. w odniesieniu do internetowych gigantów, w tym w sprawie ochrony prywatności i podatku cyfrowego. M.in. niechęć Trumpa do rozmów o takim podatku w ramach OECD pchnęła parę krajów Europy do działań jednostronnych, co z kolei spotkało się z groźbami odwetu (np. ceł na szampana za francuski podatek cyfrowy) ze strony USA. Działania rozjemcze w tej sprawie są potrzebne już w najbliższych miesiącach.

Chińskie wyzwanie

Wstępna zgoda Unii oraz Chin co do umowy o inwestycjach, którą ogłoszono 30 grudnia 2020 r. (najwyraźniej ku zaskoczeniu współpracowników Bidena) przyspiesza – i tak nieuchronny – moment twardej debaty, a i zapewne tarć Europy (i wewnątrz Europy) z administracją Bidena o przyszłą politykę wobec Chin. Choć Brukseli udało się uzyskać dla swych inwestorów ustępstwa zbliżone do tego, co Waszyngton osiągnął w Pekinie przed blisko rokiem („umowa pierwszej fazy” z lutego 2020 r.), to otoczenie Bidena okazuje niezadowolenie, że Europejczycy nie poczekali na konsultacje z Białym Domem za nowego prezydenta.

Te pierwsze niesnaski wokół umowy z Chinami to w istocie spór, na ile oraz w jaki sposób Europejczycy chcą być samodzielni bądź niezależni od USA, co – głównie pod wpływem prezydenta Emmanuela Macrona – jest teraz nazywane w Brukseli pytaniem o „autonomię strategiczną” lub „suwerenność” UE. Umowa Unii z Chińczykami powinna – wedle obecnych planów – zostać ostatecznie zawarta w I połowie 2022 r., więc już w najbliższych miesiącach Bruksela będzie polem trudnego wypracowywania wspólnej linii 27 krajów.

Polska, choć nie usiłowała blokować rokowań z Chinami na ostatniej prostej w grudniu, publicznie już zgłasza zastrzeżenia oraz stawia na ścisłą koordynację z USA. Tyle, że dla Niemiec, a zwłaszcza dla Francji „koordynacja” z Waszyngtonem m.in. w sprawie Chin nie wyklucza asertywności wobec interesów Ameryki — i to pomimo faktu, że twarde bezpieczeństwo Europy jeszcze długo będzie zależeć od Amerykanów. Francuzi lubią przypominać, że po czterech latach prezydentury Trumpa, którego polityka była przecież popierana przez sporą część amerykańskiego establishmentu, nie można wykluczyć, że to Biden ze swym tradycyjnym transatlantycyzmem – a nie obóz „America First” – staje się wyjątkiem w Waszyngtonie. I dlatego Europa musi już szykować się na kolejne zwroty w USA i coraz bardziej stawać na własnych nogach.

Tomasz Bielecki
korespondent UE&NATO w Brukseli, ekspert In.Europa

 

Udostępnij